Triathlon Sieraków i latające kajaki
Źródło: Artur Chełminiak
06 Jun 2013 09:02
tagi:
Gomola, Triathlon, Sieraków
RSS Wyślij e-mail Drukuj
W sezonie 2013 narodziła się w naszym teamie sekcja triathlonowa. Na razie jej skład jest dość skromny, ale z dużymi szansami na rozwój. W miniony weekend, w Sierakowie, Artur poznał smak tej dyscypliny. Przeczytajcie, jak to wygląda "od środka"...

Nareszcie!
Długo oczekiwany dzień mojego triathlonowego debiutu zbliżał się wielkimi krokami.
W sobotę, w przeddzień zawodów wyruszyliśmy z „Juniorem” o świcie, aby po pokonaniu 400 km zameldować się w hotelu w miejscowości Wartosław, oddalonym ok. 20km od miejsca startu (jak się później okaże jest to dość istotna informacja).

Wielkopolska przywitała nas całkiem przyjemną pogodą - było ciepło, i co najważniejsze, sucho. Szybko znaleźliśmy nasz hotel i po zainstalowaniu się w pokoju, postanowiliśmy udać się do Sierakowa, by się zarejestrować, odebrać pakiety startowe tudzież zjeść makaron na pasta party. Około 15.30 wyruszyliśmy zatem naszą srebrna strzałą w kierunku Sierakowa. Droga była prosta i pusta... jechaliśmy 70km/h, gdy nagle z jedynego jadącego z przeciwka pojazdu wyleciał ogromny niebieski kajak i spadł dosłownie metr przed naszym autem. Nietrudno zgadnąć, że uderzyłem weń z całym impetem …

Huk był taki, że z okolicznych gospodarstw wybiegli rolnicy wraz z całym inwentarzem, a właściciel zguby pojechał w siną dal pomimo że kajak (o dziwo w całości) leżał dalej w poprzek drogi. Gorzej było z moją Renią - jej zderzak został zdruzgotany doszczętnie... na szczęście tylko zderzak. Zadzwoniłem po odpowiednie służby z prośba o interwencję i o dziwo już po około 2 minutach pojawiła się OSP wysłużonym Żukiem w liczbie 7 dzielnych wojaków-strażaków, którzy własnym oczom i uszom uwierzyć nie mogli. Po kolejnych kilku minutach dojechała jeszcze jedna jednostka Straży Pożarnej - tym razem wóz był ogromny i nowoczesny, a sumaryczna liczba dzielnych strażaków sięgała już chyba 20 osób. Panowie rozstawili bariery i znaki oraz zaczęli kierować ruchem (dodam że stałem na poboczu, nie na drodze). Pojawił się nawet Pan w kamizelce z napisem „kierujący akcją ratowniczą” – byłem zatem uratowany…

Triathlon Sieraków

Pan „kierujący akcją” zażądał, aby w moim bolidzie odłączyć akumulator, od czego odstąpił dopiero po mojej propozycji, że w celu poprawy statystyk... to może ja wsiądę do auta, a on mnie z niego wytnie.

W tym czasie przyjechał patrol Policji, a w u mnie nastąpiło olśnienie. Przypomniałem sobie że przed hotelem, w którym się zatrzymaliśmy stał samochód z przyczepą jakby na kajaki, a na dziedzińcu leżały kajaki podobne do tego, który nas zaatakował. Zadzwoniłem zatem do hotelu i wszystko stało się jasne… sprawcą całego zamieszania był właściciel hotelu, w którym się zatrzymaliśmy. Oczywiście grzecznie poprosiłem Panią z recepcji, aby Pan wrócił się po zgubę i na pogawędkę z szeryfem. A my przy pomocy sznurków gum i zipów skleciliśmy nasz bolid w jedną całość i z godzinnym opóźnieniem ruszyliśmy dalej. W samym Sierakowie czekały na nas już tylko przyjemne niespodzianki.

Omówiono szczegółowo regulamin w formie prezentacji multimedialnej i pokazano filmik z trasy kolarskiej z analizą zakrętów itp.. Następnie zostaliśmy zaproszeni na soczek, a namiot konferencyjny został błyskawicznie przeorganizowany w lokal Pasta Party, gdzie podano 4 rodzaje makaronu, którego można było spożyć każdą ilość i nie przesadzając 1000 naleśników... ponadto ciasta soki, kawa i herbata w każdej ilości. Wypas.

Tak z grubsza zakończył się dzień pierwszy.

Poranek w wiejskim hotelu (zresztą bardzo dobrym) ma jedną wadę, nie powinno się spać przy uchylonym oknie… od czwartej jakiś pomylony kogut stwierdził, że nie przestanie piać dopóki nie obudzi wszystkich.
Spakowałem zatem cały sprzęt na rower do jednej reklamówy, piankę czepek i okularki do drugiej, buty do biegania do trzeciej . Jeszcze żele, bidony i byłem gotowy do drogi. Na starcie byłem o 7,50. Zaniosłem graty do strefy zmian. I postanowiłem przywitać się z wodą.

Z pomocą najlepszej z żon wbiłem się w piankę, założyłem czepek i już jako „czarna parówa” udałem się nad jezioro. O 8,30 na plaży kręciło się już kilkudziesięciu triathlonistów, ale nikogo nie było w wodzie, pogoda nie zachęcała do kąpieli.. ale godzina „zero” zbliżała się nieuchronnie, zapytałem więc kolegów, czy jest jakiś zakaz kąpieli czy co? Okazało się, że czekają na pierwszego odważnego... jako że mnie nie trzeba dwa razy prosić, to już po sekundzie byłem w wodzie, a po minucie pływało ze 100 osób. Przyznam, że było to nawet przyjemne uczucie, woda miała 16 stopni, więc trochę szczypała twarz, ale tylko chwilę.

Po rozgrzewce udaliśmy się na plażę w miejsce startu i tu zaczęła się jatka.

Triathlon Sieraków

Nagle huk z armaty i pięćset czarnych fok wskoczyło do wody, a ja wraz z nimi. Pierwszy szok - cały misterny plan... pozostał tylko planem. Wszystkie techniczne niuanse, ćwiczone na basenie, przestały mieć jakiekolwiek znaczenie po pokonaniu około 100 metrów, otrzymaniu pięćdziesięciu kopów i trzydziestu ciosów, pojawiła się pierwsza myśl „wystawiam łapę niech mnie WOPR wyciąga”, ale ponieważ nie utonąłem pomyślałem „nie, no zaraz stawka się rozciągnie i będzie lepiej”. Nic z tego… po dwustu metrach żałowałem, że nie utonąłem po 100, a w dodatku ta cholerna boja wciąż była taka malutka.
Po kolejnych ciosach i kopach, dopłynąłem w środku stawki do pierwszej boi i tu przekonałem się, że nawet w jeziorze można stać w korku. Po sforsowaniu zakrętu i kolejnych dłużących się w nieskończoność minutach brzeg stał się wyraźniejszy… tylko ta cholerna nawigacja, jak trafić do tej bramy? Wreszcie jest, udało się… dobrze, że organizatorzy ustawili na brzegu osiłków do wyciągania pacjentów z wody.

Pływanie to był hardcore … potwornie zmęczony muszę przebiec 500 metrów do strefy zmian. Cała operacja zajmuje mi 7 minut. W strefie czeka rower. Toczę nierówny bój z pianką, po chwili zabieram rower i biegnę na start etapu kolarskiego.
Tutaj jest fajnie i przyjemnie. Trasa bardzo fajna z dużą ilością podjazdów, z idealnie równą nawierzchnią, daje naprawdę dużą frajdę z jazdy. Bufety zaopatrzone w wodę, izotoniki, banany, pomarańcze, a nawet żele Enervita. Etap ten. pomimo że najdłuższy, upłynął naprawdę szybko.

Nadszedł czas na bieg... i tu kolejna niespodzianka. Pierwsze trzy kilometry, to naprawdę walka z samym sobą - nogi miałem jak kłody drewna. Twórców odcinka biegowego podejrzewam o konsultację z autorami trasy Hołda Race.

Triathlon Sieraków

Trasa przebiegała w 95% przez leśne ścieżki z dużą ilością wymagających pagórków, a kończyła się bardzo stromym podbiegiem. Biegnąc obie pętle tej trasy miałem wrażenie, że biegnę ciągle pod górę. W końcu wbiegłem na stadion i wpadłem na metę. Wyczerpany, ale dumny z siebie i szczęśliwy, że przeżyłem.
Chyba największym szokiem był start, aż trudno uwierzyć, że w takim tłoku nikt nie utonął.

Wracam za rok…

Komentarze:
Tego artykułu jeszcze nikt nie skomentował.
Bądź pierwszy!
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby skomentować ten artykuł.
Jeżeli nie posiadasz konta, zarejestruj się i w pełni korzystaj z usług serwisu.
Grupa Kolarska
Gomola Trans Airco
Get the Flash Player to see this rotator.
Wirtualne360
Gomola Trans Airco
Panorama 360, Gomola Trans Airco  - Team MTB

Najpopularniejsze artykuły
Subskrypcja
Promuj serwis LoveBikes.pl
RSS Wyślij e-mail Facebook Śledzik Gadu-Gadu Twitter Blip Buzz Wykop



Polecamy
Wejdź i zobacz!
Wspieramy:
MTB Marathon MTB Trophy MTB Challenge
© 2012-2016 Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie zawartości serwisu zabronione.
All right’s reserved.